piątek, 14 września 2012

03. Eye contact is the worst thing for us.



 - Co ty tutaj robisz? - zapytałam zaskoczona. Nerwowo przygryzłam dolną wargę.
  - Ja przecież dalej gram w Skrze. Zapomniałaś? - uśmiechnął się tak jak kiedyś. Poczułam lekkie ukłucie w sercu.
  - Myślałam, że przeniosłeś się... - musiałam coś wymyślić. -Do Resovii.
  - Nie – stwierdził stanowczo. Próbowałam go wyminąć, jednak mocno przycisnął moje ramiona. - Czemu się nie odezwałaś? Chociaż cholerny, głupi telefon Majka.
   - Bartek...
   - Myślałem, że już cię nigdy nie zobaczę. Byłaś moją jedyną przyjaciółką.
   - Ważniejszy był Mariusz – prychnęłam.
   - Spójrz mi w oczy i powiedz...że specjalnie nie odpisywałaś i chciałaś o mnie zapomnieć – wiedziałam, że nie dam rady. To było zbyt ciężkie. Przecież ja go dalej kochałam jak przyjaciela. On był wszystkim.
   - Tak. Chciałam – te dwa słowa sprawiły, że odszedł. Osunęłam się po ścianie. Nie miałam już siły. Wrócił, a ja tak naprawdę próbowałam oszukiwać samą siebie.


    Zmieniła się. Moja niezdarna przyjaciółka. Maja Kuligowska. W liceum rzeczywiście mi odbiło. Nie liczyło się nic więcej, niż siatkówka i sława. Stałem się ideałem dla wszystkich dziewczyn. Moi kumple zazdrościli mi „władzy”. Taki byłem. Nie doceniłem najważniejszej osoby w moim życiu. To właśnie szatynka pomagała mi ze wszystkimi problemami. To ona pokazała mi, co to znaczy, że ktoś jest ważny dla drugiej osoby. A ja ją zwyczajnie olałem. Zmieszałem ją z błotem. Ośmieszyłem przed znajomymi. Majka nie należała do osób, które szczególnie przykuwały uwagę. Miała krótkie włosy sięgające do ramion. Nosiła okrągłe okulary. Nigdy się nie malowała, a do szkoły chodziła zawsze skromnie ubrana. Całymi dniami nos miała w książkach. Kochała się uczyć przedmiotów ścisłych, dlatego często pomagała mi z matematyką i fizyką. Teraz stała się inna. To nie ta sama dziewczyna. Kiedy zobaczyłem ją kilka chwil temu, ujrzałem piękną kobietę, która była cholernie zdeterminowana. I coś właśnie nakazywało mi, żeby jeszcze walczyć o tę przyjaźń.


    Trwała rozgrzewka. Ciągle chodziłem poddenerwowany. Śmierć Dagmary wstrząsnęła całym moim życiem. Chorowała na białaczkę. Poddała się. A tysiąckroć prosiłem ją, żeby nie umierała bez walki. Pamiętam jej słowa do dziś: „Zaopiekuj się dobrze Oliwierem. Jesteś cudownym ojcem„. Stało się to dokładnie siedem tygodni temu. Dwudziesty drugi czerwca i dalej ta cholerna pustka gościła moje serce. […] Kurek chciał mnie zabić swoimi atakami. Widać, że był nie w sosie. W sumie nikt w naszej drużynie nie miał dobrego humoru od jakiegoś czasu.

  - Co ci jest?
  -  Czy ze mną jest coś nie tak, Winiarski?
  - Od razu jak wszedłeś na tą halę jesteś jakiś struty. Mnie nie oszukasz, a na dodatek moje ręce nie wytrzymają kolejnych twoich ataków. Mów.
  -  Nic szczególnego.
  -  Mhm, no bo ci uwierzę.
  -  Jasna cholera.
  -  A jednak...
  -  Wróciła. Ona. Wróciła. Rozumiesz?
  -  Kto?
  -  Maja.
  -  Jaśniej.
  -  Kilka lat temu spotkała mnie w klubie. Byłem pijany w trzy dupy i powiedziałem, jej, że to koniec naszej przyjaźni. Zniknęła. Nie odbierała moich telefonów. Nic. Byłem w dołku. A teraz się pojawia.
  - Zależy ci na niej?
  - Tak, ale ona mnie olała. Wystawiła. Powiedziała, że chciała ze mną stracić kontakt.
  - Ale z ciebie baba Kurek. Ciota. C-i-o-t-a. Walcz o to! Walcz o waszą przyjaźń! Ja mam to za ciebie zrobić?
  -  Ale jak?
  -  Wymyśl coś. Porozmawiaj. Przeproś. Działaj Bartek. Bo może być niedługo za późno – to były moje ostatnie słowa. Chciałem mu jakoś pomóc. Z jego opowieści wywnioskowałem, że Maja to była naprawdę istotna osoba w życiu siatkarza. I znowu przypomniała mi się Dagmara. Przed jej śmiercią nie najlepiej nam się układało. Ale kochałem ją. Oliwier to jedyna „pamiątka” po niej.


    Ćwiczyłem przyjęcie dolne i górne. Ostatnio miałem drobne problemy techniczne, więc chciałem się ich jak najszybciej pozbyć. Wlazły skierował wprost na mnie zagrywkę. Dobra, rozumiałem, że ten człowiek ma bardzo dużo siły, ale bez przesady. Upadłem na ziemię. Zobaczyłem tysiące „gwiazdek” przed oczami. Po chwili doprowadziłem się do pozycji siedzącej. Rozejrzałem się po hali, aby zobaczyć, ile tym razem zgromadziło się kibiców w Energii. Zobaczyłem ją. Szatynka. Dość wysoka. Miała na sobie buty na koturnach, przy czym wydawało się, że ma „dwumetrowe” nogi. Piękne oczy i ten zniewalający uśmiech. Winiarski nie czas na takie rzeczy.
 -  Misiek! No Misiek no! - kolejne uderzenie w głowę.
 -  Bąku. Nie truj.

    Siedziałam poddenerwowana na trybunach. Spotkanie z Bartkiem spowodowało, że każde moje wspomnienie wróciło. Chciałam zapomnieć. Już mi się udało wymazać Kurka z głowy, a teraz właśnie się pojawił. Schowałam twarz w dłonie. Najlepiej się stąd ulotnić. Jak najszybciej. Nie mogłam na niego patrzeć. On wszystko zniszczył. Stał się moją rutyną. Codziennie myślałam o nim, o moim przyjacielu. Dwa pierwsze lata były tragiczne. Zdarzało się czasami, że lądowałam w szpitalu. Opijałam się. Każdego dnia. To pozwalało mi choć na chwilę zapomnieć.

    Nastolatka traciła głowę dla tego chłopaka. Działał na nią jak narkotyk. Kochała jego obecność. Połączyła ich przyjaźń. Wtedy kończyła piętnaście lat. Każdy dzień spędzała u boku tego właśnie człowieka. Nie potrafiła się w nim zakochać. Wiedziała, że miłość zniszczyłaby wszystko. Bartek uwielbiał towarzystwo Majki. Zawsze mu pomagała, troszczyła się o niego, pomimo tego, że była od niego młodsza, o niecałe dwa dni. Traktował ją jak własną siostrę.
  - Maja. Chcę Ci coś pokazać – zawiązał jej chustką oczy. - Nic nie widzisz? - Zapytał.
  -  Nie, ale zaczynam się bać.
  -  Daj mi rękę.

    Pomyślałam o najpiękniejszej chwili spędzonej z młodym Kurkiem. Zaprowadził mnie w najcudowniejsze miejsce na Ziemi. Kiedy spotykaliśmy się, chodziliśmy tam i rozmawialiśmy o problemach. Wyznawał mi, w kim się zauroczył, żalił mi się na swoją rodzinę. Wszystko o nim wiedziałam […] Zaczęło się. Mecz był dość wyrównany. W pierwszym secie AZS wygrał ze Skrą dwadzieścia pięć do dwudziestu. Wśród podopiecznych Nawrockiego panował chaos. Byłam obojętna na wynik tego meczu, choć w głębi serca liczyłam na zwycięstwo bełchatowskich siatkarzy. Widziałam go. Nienaganne ataki i mocne serwisy. Uwielbiałam patrzyć na jego grę. Oddawał całego siebie na boisku niezależnie od rangi zawodów. Kochał to, co robił i była to jedna z rzeczy, która urzekła mnie w Kurku. Cholerne zaangażowanie i walka do samego końca. Zacisnęłam mocno kciuki i dalej obserwowałam akcję meczu. Następna partia spotkania była już bardziej wyrównana i zakończyła się zwycięstwem Skry. Jeszcze tylko dwa...

Dzisiaj były jej urodziny. To musiał być wspaniały dzień. Ona była za wyjątkowa. Siatkarz długo zastanawiał się, co mogłoby zadowolić młodą Kuligowską. Znał ją od dziecka, a czasami była dla niego zupełnie obca. Miała zupełnie inny pogląd na różne sprawy. Często się sprzeczali ze sobą jak rodzeństwo. Łączyła ich miłość. Nie prawdziwa, tylko taka rodzinna. On mógł zrobić dla niej wszystko, był gotowy na każdego rodzaju poświęcenia właśnie dla tej dziewczyny.
  -  Otwórz oczy – zrobiła to, co jej kazał. Uchyliła delikatnie wargi i przetarła szybko powieki. Nie mogła w to uwierzyć. Od zawsze opowiadała mu o swoich pragnieniach i marzeniach. Tego właśnie dnia spełniło się jedno z nich. Niezwykłe miejsce. Wielka skarpa, z której było widać oświetlone miasto. Wzięła głęboki oddech i odwróciła się w stronę Bartka.
  -  Dziękuję ci. Dziękuję ci za to, że jesteś i za to co dla mnie zrobiłeś, i nie wiem, co mam dalej powiedzieć – podeszła do niego. Poczuł lekki ścisk żołądka. Nie mógł okazywać słabości przed Mają. Nie w tej chwili. Ich twarze prawie się stykały. On zaczął podziwiać jej piękne, niebieskie oczy. Widoczne były w nich iskierki. Musnęła ustami jego policzko, nie wiadomo, co nakazało mu odwrócić głowę naprzeciwko niej. Chciał tego, może rzeczywiście pragnął zasmakować jej ust po raz pierwszy? Nie mógł zakochać się w swojej najlepszej przyjaciółce. Wiedział, że za niedługo to wszystko się skończy, a to ostatnie chwile spędzone razem. Z nią, z jego ukochaną dziewczyną, którą kochał ponad życie.


    Wygrali. Skra odniosła zwycięstwo. Wiedziałam, że tak będzie. Dzięki niemu, „mojemu” Bartkowi [...] Zaintrygował mnie jeden zawodnik na boisku. Przykuła moją uwagę jego koncentracja na boisku. Sektor w którym siedziałam, był dość blisko boiska, więc mogłam stwierdzić, że zawodnik ma duże, błękitne oczy. Czasami spoglądał w stronę tej trybuny, ale kiedy nasze spojrzenia się zetknęły natychmiast odwracałam głowę w drugą stronę. Te wydarzenia trwały może zaledwie ułamki sekundy, ale bałam się tego. Kontaktu wzrokowego. Nie wiedziałam kim był, ale czymś mi zaimponował.


  -  „ Mamy żółte serca w których płynie czarna krew, bo to Skra Bełchatów, bo to Skra Bełchatów jest ! „ - Woicki już od samego wejścia do szatni darł się w niebo głosy. Zawsze tak miał po wygranym meczu, ale tym razem to przegiął. Kiedy przekroczyłem próg pomieszczenia, szybko pozbyłem się koszulki i wraz z chłopakami tańczyliśmy nasz „taniec zwycięstwa”. Dość niepowtarzalny, ale zawsze coś.
   - „Kto nie skacze ten z Resovią, hej, hej ! „ - wykrzyczał Możdżonek. Wszyscy spojrzeli się na niego i byli trochę zmieszani, gdyż wiedzieliśmy, że Marcin nie był zwolennikiem tego typu rozrywki, a tym bardziej wymyślaniem haseł. - No co?! Nie można się zabawić? - nikt nie ogarniał tego człowieka. No, ale jak to się mówiło? „Cicha rzeka, brzegi rwie” – Ja Winiarski jako filozof. Odkryłem wreszcie, że wystarczy mojego monologu, a czas nastawić się na szampański humor do końca dnia i iść się trochę zabawić.


    Postanowiliśmy posiedzieć trochę w barze. Wszyscy przywitali nas gromkimi brawami, a potem zaczęło się rozdawanie autografów, zdjęcia z napalonymi kobietami po czterdziestce i wiele innych ewenementów. W końcu nadeszła najprzyjemniejsza chwila – zatopienie ust w alkoholu. Uwielbiałem imprezować. Zawsze w Częstochowie, potrafiłem pięć dni pod rząd nic nie robić, tylko siedzieć i pić, i tak w kółko. Dopiero Dagmara mnie ustatkowała. Kiedy mam chwilę na refleksję, rozgrzebuję dawne sprawy i wracam do naszego małżeństwa. Tęsknię za nią. Przecież ją kochałem, a teraz odeszła i moje serce ogarnęła pustka. Jednak zastanawiam się nad tym, czy ona nie pojawiła się przed jej śmiercią? Może tak naprawdę brunetka nie potrafiła sprawić, że w miejsce tej pustki pojawi się to „coś” zwane potocznie miłością. Odczuwam, że ten związek miał postać czysto platoniczną. Ja ją kochałem, a ona nic nie dała mi w zamian. Jedynie Oliwiera. Prawdopodobnie przed jej odejściem wiedziałem, że to prędzej, czy później się stanie. Tak jakby moje serce zostało otoczone grubym murem, do którego nikt nie ma dostępu.

  -  Ku-ku-ku-ku-ro?
  -  Od kiedy jestem kurą?
  -  Kurek kojarzy mi się z kurą. A kury to bardzo urocze stworzenia ty słodziaku ! - upiłem kolejny łyk whiskey. A w głowie zaczęło mi coraz bardziej szumieć.
  -  Za dużo alkoholu Misiek. Zdecydowanie! Pff...- wybuchnął niepohamowanym śmiechem, aż zachłysnął się szkocką.
  -  Słyszysz to co ja słyszę? Czy tylko ja to słyszę?! - poderwałem się na równe nogi i wspiąłem się na ladę. - A teraz panie i panowie, z przyjemnością chcę wam wszystkich oznajmić, że ja i pan Kura zatańczymy dla was – wyciągnąłem rękę do siatkarza, który zrobił klasycznego „pokerface”. Jednak wiedział dobrze, że to jednak Zagumny jest mistrzem.
  -  Hej ! Hej ! Hej Sokoły, omijajcie, góry, lasy doły ! Dzwooooń, dzwooooń, dzwoń dzwoneczku mój...
  - Bartusiu co dalej?
  -  Nie wiem, ale patrz repertuar nam zmieniają na jakieś coś.
  -  Trudno, śpiewamy!
  -  O ja to znam !
  -  Co to kuro?
  -  Sex, sex, sex on the beach !


Chłodny, deszczowy wieczór. Całe miasto zamarło. Godzina koło dwudziestej drugiej. A ja sama włóczyłam się po bełchatowskich ulicach. Spoglądałam na uliczne latarnie, które przygaszały i jednocześnie po chwili się zapalały. Ciemno, jasno, ciemno, jasno i tak w kółko. Nagle usłyszałam głośną muzykę. Postanowiłam udać się w tamtą stronę. Dalej myślałam nad nim. Bartek. To imię ciągle siedziało w mojej głowie. Czułam ciągle jego dotyk, potrafiłam usłyszeć jego głos nawet, jeśli do mnie nie mówił. Powoli zaczynałam czuć, że się sypię. Jeden człowiek potrafi tak zmienić człowieka, że nawet on może zagubić się w tym wszystkim. Zauważyłam po chwili dwa migające światła. W szybkim tempie zbliżał się do mnie jakiś pojazd. Odsunęłam się lekko na bok, jednak widziałam, że samochód przyspiesza i jedzie wprost w moim kierunku. Starałam się jakoś uciec, ale nie wiedziałam, że nie dałabym rady. Pojazd ostro zahamował, a ja prawie wylądowałam na jego masce. Wysiadł z niego mężczyzna. Wysoki, bardzo. Dobrze zbudowany. Nie mogłam go dobrze zobaczyć, ponieważ było za ciemno.

  -  Ty kretynie! Na takich drogach nie jeździ się dwieście kilometrów na godzinę, mogłeś mnie zabić! - chciałam uderzyć go w klatkę piersiową, jednak ten automatycznie schwytał moje nadgarstki i zaśmiał się ironicznie.
  -  Kuligowska? Ha, to ty. To ta sama kretynka co wcześniej. Któż by pomyślał, że nawet nie umie poruszać się na drodze. A co jakbym cię potrącił? - bałam się. Zadrżałam, kiedy wymówił moje nazwisko. Kompletnie nie wiedziałam kim on jest. Widziałam ciemność. Tylko mogłam go rozszyfrować po jego niskim, męskim głosie.
  -  Pożałujesz – warknęłam i wyrwałam się z jego uścisku.
  -  Do zobaczenia wkrótce, Maja. Widzę, że historia się zatacza... - i właśnie te słowa utknęły w mojej pamięci.





Jaki dupny rozdział. Wiem, że nic jeszcze nie jest jasne. I piszę jakoś po chińsku, ale to ma chyba tak trochę być. Przekonacie się w następnych częściach [...] Już początek szkoły, a tyle nauki, już mam dość. Jeszcze te olimpiady, ale postaram się dać z siebie wszystko. Na szczęście mecz 29 w naszym mieście. Nie wierzę w to :) 
 

11 komentarzy:

  1. pierwsza juhu! :D
    po pierwsze: myślałam, ze tym kolesiem na meczu będzie Ziomek! nieźle mnie wkręciłaś :D
    po drugie: Winiar :3
    po trzecie: po prostu zajebisty rozdział siostro!
    pisz szybko i dodaj niedługo następny rozdzial, bo czekam z niecierpliwością co dalej będzie. :*
    do zobaczenia w Cz-wie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. A więc tak czytam czytam i rozdział zrobił na mnie ogromne wrażenie.Jest Kurek , jest Winiar czyli SkiPanna szczęśliwa.
    Błagam nie mów że piszesz po chińsku, bo jak cię spotkam w Zakopanym to gwarantuje że nakopie ci w ten chudy tyłek za to że mówisz takie głupoty.Pisz szybko następny<3

    OdpowiedzUsuń
  3. No i to jest właśnie to co kocham najbardziej! Hmm... ciekawe jak się rozwinie dalsza akcja z Bartkiem i Mają a no i Michał oczywiście hahahahaahah :D ah te znaki one są wszędzie, wiesz my mamy jakieś fatum <3 pamiętaj kocham Cię <33

    OdpowiedzUsuń
  4. nie mogę się doczekać kontynuacji ;> genialnie piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Robi się coraz ciekawiej, kurcze ciekawi mnie wątek z Bartkiem i Mają. A ta tajemnicza postać mnie intrygujeee ! Winiarski<3

    sweetdream

    OdpowiedzUsuń
  6. o kurde, uwielbiam Cię, słuchaj czekam z niecierpliwością na kolejny, ej wciśniesz tutaj Bartmana i Igłę? :>

    OdpowiedzUsuń
  7. Pisz szybko nowy, bo jestem strasznie niecierpliwa :) Winiarski to jednak jest posrany tak samo jak Kurek, a Ziomek to mnie przeraża w tym opowiadaniu, ale wreszcie coś nowego,pozdroo ! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ta przyjaźń musiała być naprawdę bardzo głęboka... Kto wie, czy może dzięki tej "rozłące" nie narodzi się nowe uczucie? :) A ostatni fragment? Całkowicie tajemniczy... Kto to mógł być?! ;> Btw, oczy Winiara - awwwwww *.*

    OdpowiedzUsuń
  9. Uciekający czas zmienia wszystko. Sytuację, życie, uczucia, ale przede wszystkim ludzi. Na pewno zmienił Maję. Mimo upływu czasu (paradoksalnie) dla niektórych osób - dla Bartka - została tą samą Mają, którą była wcześniej. Zmieniła się, ale tylko w taki sposób, że Kurek chce walczyć o jej przyjaźń. Zdeterminowany Bartek, to chyba ta jego najodpowiedniejsza twarz. Bartek i w opowiadaniu i w rzeczywistości, zdeterminowany jest najcenniejszy, zdolny do wszystkiego i wartościowy jak nikt inny. Takiego widzimy go na parkiecie. Rozdział jest wspaniały. Od połowy ściska mnie w gardle. Dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeeeej *_*
    Coś genialnego.
    Ten cały chaos jest taki....świetny :)
    I bohaterowie tez idealni :)
    Jeśli masz ochotę, to zapraszam do mnie :)
    http://wielka-milosc-nie-umiera-do-konca.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  11. A więc tak może po pierwsze dlaczego do dupy ? Dziewczyno więcej wiary ! ;) Co do rozdziału cholera jak tajemniczo nie spotkałam się jeszcze z takim opowiadaniem ale naprawdę mnie zaciekawiło świetny styl przede wszyskim ;) A więc co rusz chude dupsko i pisz następny !:D

    OdpowiedzUsuń