wtorek, 12 marca 2013

05. Stranger in a strange land


      


     Zobaczyła krew. Wszędzie gdzie nie spojrzała, czerwony płyn rozpływał się swobodnie po oblodzonej drodze. Czuła, że metalowe pręty wbijają się delikatne w jej kruche ciało. Była zbyt słaba, aby móc jakkolwiek się wydostać z wraku samochodu. Postanowiła, że obudzi rodziców.
- Mamusiu, tatusiu... - dotknęła lekko paluszkiem ich szyi. Nie odpowiedzieli. – Proszę, obudźcie się! - Zaczęła krzyczeć. Nie wiedziała dlaczego, ale czuła, że to była jej wina. Próbowała kilkakrotnie ich obudzić. Na próżno. Poddała się, a z jej oczu popłynęły drobne, słone łzy. Nie mogła opanować swoich emocji. Czuła się rozdarta, a w jej sercu pojawiła się rozdzierająca pustka. Mała dziewczynka, która straciła wszystko. Kilkuletnie dziecko, które zostało całkowicie osierocone. Jej rodzice umarli, a ona nie mogła spokojnie złapać oddechu. Zaczęła się dusić. Zimne powietrze, które dostawało się do jej organizmu drażniło jej drogi oddechowe. Tragiczne skurcze poczuła w serce, tak jakby rzeczywiście ktoś chciał, aby jej życie również się skończyło. Miała się poddać. Chciała zginąć z jej rodzicami, ale nagle usłyszała głos jej dziadka. Jego czuły i ciepły ton sprawił, że trochę się uspokoiła. Jednak napad kaszlu cały czas jej towarzyszył. Szybko sięgnęła po inhalator, który znajdował się w skórzanej torbie jej mamy. Przeniosła się w szybkim tempie na przednie siedzenie, które było praktycznie zmiażdżone. Chwyciła torbę. Była cała we krwi. Jednak ona była dzielna i dojrzała jak na swoje sześć lat. Użyła inhalatora, poczuła, że znów może normalnie wziąć oddech. Po chwili jednak przypomniała sobie o swoim dziadku. Wróciła na swój zniszczony fotelik. Zaczęła odpinać dziadka, któremu było strasznie słabo, otworzyła tylne drzwi, jednak ona utknęła. Była cała poranione przez straszliwie, ostre druty, które powoli, ale skutecznie robiły głębsze rany w jej skórze. Ból był przeraźliwy. Tak jak i fizyczny, jak psychiczny. Jedynymi ostatnimi słowami, które wypowiedziała do swoich rodziców było: „kocham was”. Dalej już nic nie pamiętała i czuła się tak, jakby Bóg zabierał ją do swojego królestwa.

        Oparłam się delikatnie o zimny, kuchenny blat. Zaparzyłam sobie mocną kawę. A w tym czasie sięgnęłam po kolejnego papierosa. Przez tamtą noc wypaliłam, aż cztery. Nie żałowałam, chociaż dzięki temu mogłam na chwilę uciec od problemów. Usiadłam przy kaloryferze, aby ogrzać swoje chłodne ciało. Powoli delektowałam się nikotyną, która w dość szybkim tempie znalazła się w mojej krwi. Cholera – warknęłam. Bartek mógł sobie coś zrobić. Nie potrafiłam zostawić go samego przed drzwiami. Chciałby zaryzykować i sam udałby się do swojego domu. Oddalonego o dziesięć kilometrów. Chętnie życzyłabym mu powodzenia, ale byłoby to sarkastyczne zagranie z mojej strony. Nagle usłyszałam charakterystyczny pisk, który oznaczał, że woda nagrzała się do stu stopni Celsjusza. Przedwojenne czajniki, najlepsze są – kolejny sarkazm. Kolejne gdybanie na temat moich funduszy, które były w granicach stu złotych. Przygotowałam sobie kawę, po czym zaczęłam ją sączyć. Sama. Tak jak każdego poranka w moim cudownym życiu.

      Otworzyłem oczy. Biały sufit. Kremowe zasłony i kwiatowa woń unosząca się w powietrzu. Odwróciłem głowę w drugą stronę. Nikogo nie było. Ja byłem cały ubrany, czyli nie mogłem skończyć z kimś w łóżku. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem, ale szybko moja twarz nabrała innego wyrazu. Zerwałem się na równe nogi i zacząłem rozglądać się po pokoju. Zbliżyłem się do drewnianej komody na której stały zdjęcia. Dwójka uśmiechniętych dzieciaków. Jedna mała okularnica, drugi łysy, któremu brakowało dwóch przednich zębów. Obejmowali się i wyglądali na naprawdę szczęśliwych. Po chwili jeszcze raz przyjrzałem się temu zdjęciu i zorientowałem się, że to byłem ja. I Maja. Wziąłem plastikową ramkę do ręki i dokładnie przyglądałem się fotografii.
 – Byłem gówniarzem - nagle zorientowałem się, że blondynka precyzyjnie ilustrowała mnie od dołu do góry.
- No masz rację. Byłeś wybitnym gówniarzem. – ostatnie zdanie wypowiedziała ze szczególnym naciskiem, tak jakby miała podkreślić moją słabość. – Widać pasja może stworzyć zupełnie nową postać, nową osobowość. Prawda, Bartku? – upiła mały łyk ciemnej cieczy i lekko oblizała swoje malinowe wargi.
- Maja… Ja naprawdę nie wiem, co mam powiedzieć. Może i  masz rację, ale ile razy mam ci mówić jak mi cholernie przykro, że to wszystko się tak potoczyło.
- Pieprzysz jak babki w moherowych beretach. Za każdym razem słyszę to samo: „przepraszam cię”, „jest mi głupio”. Te twoje gładkie formułki stały się już antykami. Oklepane siatkarzyku. Myśl dalej. – poczułem jak ciśnienie w mojej krwi znacznie się podniosło. – Smutne, że już racjonalnego myślenia ci zabrakło.
- Nie idiotko! Nie dlatego, tylko nie mogę zrozumieć po co to wszystko? Pamiętasz jak łączyły nas wspaniałe wspomnienia? Ja dalej pamiętam. – chwyciłem mocno jej nadgarstki, przy czym porcelanowa filiżanka znalazła swoje miejsce na drewnianej posadzce tucząc się na tysiące kawałków. – Pozwól mi do ciebie dotrzeć. Chcę tylko tego, abyś dała mi jeszcze jedną szansę. – Popatrzałem na jej błękitne, chłodne tęczówki. Oczy, które dawniej wypełniały iskierki szczęścia, były teraz pokryte szarością. Obojętnością, a zarazem wiązało się to z przerażaniem.
- Mam taki charakter. Może i jestem zgorzkniałą idiotką bez serca, ale kieruję się też rozsądkiem. Nie mam gwarancji na to, że to się nie powtórzy. Zostałam sama. Jedynie cholerne, niemiłe wspomnienia trwały ze mną przez te kilka lat. Medycyna nie zapełniła pustki, tylko ją rozszerzyła. Nie chciałam realizować marzeń bez przyjaciela. Bez Ciebie.
- Nigdy już cię nie opuszczę – wtuliłem ją mocno do siebie, ale wiedziałem, że cząstka dziewczyny nie chce tego, pragnie to wszystko odrzucić. Jednak nie mogłem jej teraz zawieść, nie teraz.
- Daj mi czas.

Kilka tygodni później…

       Te kilka tygodni ze Skrą wniosły wiele do mojego życia. Zaczęłam dostrzegać wiele pozytywów spędzania czasu z tą drużyną. Świetnie dogadywałam się zespołem. Najlepiej jednak z Winiarskim. Może to dlatego, że łączyły nas podobne przeżycia? To samo cierpienie. Brak wsparcia w drugiej osobie oraz borykanie się samemu z własnymi problemami. To było to, co zbliżyło mnie do Michała. Jednak dzięki niemu choć trochę oderwałam się od tej melancholii i wniosłam iskrę optymizmu w moją przyszłość. Wracając do reszty drużyny…Bąkiewicz. Tajemniczy gość z wieloma dziwnymi, może i błyskotliwymi pomysłami na podryw. Kilkakrotnie próbował mnie wyciągnąć gdzieś wieczorem, jednak jego próby zalotów traktowałam dość z dystansem. Zawsze znajdowałam odpowiednią wymówkę. Nigdy nie potrafiłam odnaleźć w Bąkiewiczu materiału na mężczyznę mojego życia. Dość poważnie to zabrzmiało, ale Michał był i dalej jest tylko dobrym kolegom, na którego mogłam liczyć w każdej sytuacji. Możdżonek był cichym, nieudanym alkoholikiem, który potrafił przesiedzieć cały wieczór w loży wraz z Zatorskim i sączyć jedno piwo, aż trzy godziny. Bartek – w naszych relacjach nic się nie zmieniło. Dalej miałam mętlik w głowie i nie wiedziałam, co miałam zrobić. Wieczorami zasiadałam przed laptopem i pisałam różne artykuły siatkarskie i momentalnie Kurek pojawiał się w mojej głowie. Jego postura, oczy, zapach. Nic nie mogłam zrobić, aby uwolnić się od tego uczucia. Od tej głupiej bezsilności, która była moją jedyną granicą i zarazem przeszkodą.

- Jasne Winiarski. Ty popieprzony kretynie…Zawsze coś nie tak. Zawsze to ty, musisz gotować spaghetti, którego tak nienawidzisz robić. Wyjdzie ci jedna, wielka papka, a Oliwier będzie rozpowiadał, że: „Michał Winiarski jego ojciec, siatkarz jest beznadziejnym kucharzem, a jego edukacja kulinarna zakończyła się na jajecznicy”. Pomyłka… nawet to ci nie wychodzi. Majka nic nie zrobi dobrego na obiad. Ta dziewczyna jest pewnie zajęta. Bystrzak z ciebie Winiarski. Geniuszem jesteś. Nawet makaronu nie umiesz zrobić. – po chwili zauważyłem jak mały Winiarski zjawił się w salonie.
- Tatku! Słychać cię, aż z łazienki! Nie martw się tatusiu. To będzie nasz malutki sekret, że nie umiesz gotować. Nie no, ja mogę sobie zrobić sobie kanapeczki, bo ty mnie jeszcze zatrujesz! I nie miałbyś swojego jedynego synka! No i co wtedy?! – to dziecko działało cuda. Jak to możliwe, że tak mała osóbka potrafiła zmienić diametralnie mój humor? Oliwier to dobry syn. – pomyślałem w duchu. – A po za tym to wstydź się! Jesteś głupi! Bardzo głupi! Mam najgłupszego tatkę na świecie! Może byś tak podziękował Majce? Hmm?
- Za co? – spytałem lekko zdezorientowany.
- Przychodziła tutaj dwa tygodnie! Czyli…Poczekaj policzę na paluszkach. Siedem…dodać…siedem. No całe czternaście dni! A ty nic! Zero kultury tatku. Wynagrodziłbyś jej jakoś.
- No to jaki masz pomysł geniuszu?
- No wynagrodź jej w gestach!
- Oliwier, odetnę ci telewizję!
- No tak mi kolega z przedszkola powiedział, że jego tatuś wynagradza mamie różne rzeczy w gestach. I nawet wiem jakich!
- Skończ! Wychowałem potwora.
- No to nie, to kup jej chociaż kwiatka. Laski na to lecą tatusiu!


        Zakupy świąteczne nigdy nie należały do moich. Każdego roku w okolicach marca przygotowywałam się do świąt wielkanocnych. Setki ludzi przyjeżdżają do dużych supermarketów, aby jak najlepiej zgromadzić zapasy na najważniejsze święto dla chrześcijanin. Mijając półki z budyniami, galaretkami, proszkami do pieczenia i tym podobne, dostrzegłam naprzeciwko dużego baranka z chleba, który wyjątkowo wpadł mi w oko. Stwierdziłam, że idealnie będzie zdobił stół z białym obrusem. Szybkim krokiem podeszłam do koszyka z barankiem i poczułam czyjąś rękę na swojej. Odruchowo zerknęłam, kim był człowiek, który ma zamiar bić się ze mną o tę ozdobę.
- Lubimy na siebie wpadać, prawda? – usłyszałam jego niski, męski głos. Po czym poczułam jak fala dreszczu obezwładniła całe moje ciało.
- Wolałabym już ujrzeć Nawrockiego w slipach, niż ciebie – rzuciłam oschle, po czym chwyciłam mocniej baranka.
- No nie bądź już taka zadziorna. Rozejm? – zaśmiał się, po czym ilustrowałam jego dołeczki w policzkach, które dekoncentrowały mnie.
- Zastanowię się Łukasz. Hmm…No zadowoli cię wiadomość, że…Nie? To nie ja ustalam jakieś chore gierki, nie zaczęłam jakiejś głupiej wojny. A teraz pozwól mi skierować się z moim barankiem do kasy.
- Kpisz sobie Majka? Ten baran jest mój. A no i może mam jakiś konkretny powód, aby się z tobą droczyć. A może tak naprawdę cię lubię, albo coś chcę sobą udowodnić?
- Jesteś dziwny. Na razie jedyne co udowadniasz mi, to to, że masz problemy ze sobą. Oddawaj to! – mocniej pociągnęłam za baranka, po czym czułam, że nasze siły były wyrównane.
- Nie jestem taki, za jakiego mnie uważasz. Przestań być taka powierzchowna i płytka. Ciągle wytykasz innym błędy, a nawet nie znasz drugiego człowieka. No jeszcze powiesz mi, że miałaś tragicznie wydarzenia w życiu. Może jeszcze brakuje ci litości? No bo Winiarskiego to sobie owinęłaś wokół  palca – czułam, że słabnę. Straciłam siłę, a do moich oczu napłynęły słone łzy.- Jesteś słaba.
- Jak możesz? I kto tu jest powierzchowny? Chcesz napisać o mnie książkę? No faktycznie…Może Łukasz Żygadło zna każde wspomnienie z mojego życia? Nic o mnie nie wiesz. Wiesz również o tym, że moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym, o tym, że walczyłam, aby żyć? – czułam spojrzenia wszystkich ludzi, którzy obserwowali naszą kłótnię.
- Maja…Przepraszam cię. Nie wiedziałem.
- Już za dużo tego wybaczania jak na jeden raz .

       Zeszłego wieczoru dość późno położyłam się spać. Wszystko automatycznie wróciło, a na dodatek miałam problem z astmą. Dostałam zadyszki i męczyłam się przez całe dwie godziny. Podsumowując – inhalator stał się moim wiernym towarzyszem życia. Wyczołgałam się z łóżka i podeszłam do wielkiego okna. Otworzyłam je na oścież, aby zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Trzeba nauczyć się zapominać i żyć dalej – skokietowałam, po czym skierowałam się w stronę łazienki.

       Już od godziny dziewiątej siedziałam na trybunach w hali „Energia”. Byłam tylko ja i bełchatowscy siatkarze, którzy od wczesnych godzin porannych trenowali. Tym razem tematem mojego nowego artykuły było: „Anatomia sukcesu – czyli jak osiągnąć wszystko”. Dość zaintrygował mnie ten temat, więc postanowiłam wyjątkowo dobrze przygotować materiał do gazety. Po chwili ku mojemu zdziwieniu na parkiecie pojawił się Łukasz. Spojrzałam się na niego złowrogo, czułam to, że nie chciał spotkać mojego wzroku, który mówił wszystko. „Tak Łukaszu jak bardzo cię nienawidziłam, tak jeszcze bardziej pogłębiłam to uczucie”. Jednak ja zawiesiłam wzrok na kimś innym. Przynajmniej próbowałam. Michał Winiarski – kompletna ciamajda w kuchni, solidny ogrodnik i fatalny sprzątacz. Uwielbiałam tego człowieka. Mimo, że niedawno zmarła mu żona, to on potrafił się dość szybko pozbierać i żyć dalej. Podziwiałam go za to, że nigdy się nie poddał. Walczył z tym dzielnie i nauczył się być wspaniałym wzorem i ojcem dla swojego synka. Nawiązując do Oliwiera…To złote dziecko. Miało swoje kaprysy, ale tak dojrzałego na swój wiek chłopczyka nigdy nie spotkałam. Jednak Michał miał zdolności ojcowskie.
- O czym tak myślisz? – wyrwał mnie z letargu znajomy głos Winiarskiego. Siatkarz niespodziewanie zajął miejsce koło mnie.
- Zastanawiałam się nad tym, że jesteś beznadziejnym kucharzem – wybuchnęliśmy głośnym śmiechem, po czym kąciki moich ust powędrowały do góry.
- Oliwier ci powiedział?
- Nigdy w życiu. Może kiedyś twój syn poskarżył mi się, że spaliłeś pulpeciki. Wstydź się Winiarski.
- No dobra. Rozgryzłaś mnie. Jednak przyszedłem tutaj z inną propozycją.
- To powal mnie na kolana.
- Czy miałabyś ochotę zjeść ze mną kolację? Chciałem ci podziękować za pomoc w domu no i z Oliwierem.
- Z przyjemnością.
- To będę po ciebie o dziewiętnastej.

       Po raz pierwszy od pięciu lat postanowiłam wyglądać wyjątkowo. Nie przez to, że chciałam się upodobać Michałowi, ale dlatego, że chciałam coś zmienić. Może to „małe kroczki”, ale od czegoś trzeba było zacząć. Delikatnie podkręciłam sobie włosy. Po czym na twarz nałożyłam lekki podkład, róż. Rzęsy przybrały barwę kruczoczarną, a na moich ustach pojawił się kolor bladoróżowy. Włożyłam na siebie białą tunikę oraz turkusowe spodnie, a na moich nogach pojawiły się szpilki.
Lekko się stresowałam, ponieważ dawno nie byłam na takich spotkaniach z mężczyznami. W ogóle rzadko kiedy wychodziłam. Jednak moje pesymistyczne myśli odrzuciłam na dalszy plan, ponieważ usłyszałam dzwonek. Szybko podbiegłam otworzyć drzwi.
- Witam cię, Maju. I teraz powiem ci pierwszy komplement od twojego przyjazdu: wyglądasz pięknie.
- Widzę, że Oliwier dobrze cię wyszkolił.
- Ten chłopak wie więcej ode mnie.
- No i tu się z tobą zgadzam – uśmiechnęłam się lekko, po czym musnęłam delikatnie jego ciepły policzek. – Jedźmy już Michał. – Wyszeptałam mu do ucha, po czym skierowaliśmy się w stronę samochodu.


***

Zaczęłam pisać jakiś miesiąc temu, a teraz udało się dokończyć. Może to przez to, że ostatnio byłam na meczu? Nie wiem, ale ogólnie to ten semestr zaczął się bardzo dziwnie. Nie umiem się jakoś odnaleźć, no ale mam nadzieję, że już za niedługo wpadnę w ten "trans nauki". Pocieszający fakt, że za niedługo święta. Więcej czasu na pisanie, naukę. Biorę się za siebie, za swoje ciało. Trzeba zrzucić do wakacji jeszcze 5 kg. Mam nadzieję, że się uda. Jeszcze jutro mnie czeka sprawdzian z chemii i matematyki. Miłego czytania ( przepraszam za jakieś błędy, skoryguję je jak najszybciej, ale już dzisiaj nie mam siły) :)

Nie wiem, co mnie wzięło z tym barankiem.

5 komentarzy:

  1. rozdział jak zwykle genialny, co ja mogę więcej powiedzieć ? piszesz dużo lepiej niż ja :) rodzi się nowa artystka :) co do przemyśleń naszych to wszystko będzie dobrze, moje słowa się spełnią ( wiesz o czym mowie ) a no i już za niedługo Rimini szykuj się !

    OdpowiedzUsuń
  2. No długo to pisałaś.

    Ale opłacało się czekać. Bardzo podobał mi się rozdział, bardzo emocjonujący, dużo się dzieje i zrozumiałam ten przekaz z barankiem. Ciężko było na początku. Ale wiem po co ten baran. Hahahhaa .
    No i randka na końcu z Winiarskim.

    CZEKAM!

    OdpowiedzUsuń
  3. No i dostałam się również do tego opowiadania.
    Jesteś genialna. Tak samo jak to opowiadanie.
    Uwielbiam. Jak. Ty. Piszesz.
    Motyw z barankiem bardzo fajny,
    a po za tym wyczuwam chemię pomiędzy Łukaszem, a Majką. Ale Winiarski i Kurek..No robi się ciekawie! Czekam na kolejneee!
    + informuj mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Amelia jak coś :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie no kobieto masz jakiś dar chyba , naprawdę podziwiam.Cóż jak zwykle bardzo wiele się dzieje.No i stanowcza chemiia pomiędzy Łukaszem a Majką .Mam prośbę przesłała byś mi jakieś linii do stron z których bierzesZ te wspaniałe zdjęcia bo devariant chyba mnie nie lubi :x informuj:)

    OdpowiedzUsuń